11/05/30

Kolejna kolumna limuzyn na sygnale, helikoptery, nastrój niepokoju i podekscytowania. Do  naszego miasta przybył Bardzo Ważny Gość. Tak naprawdę, był tu  już chyba kilka dni wcześniej i zagościł w mediach, gorliwie raportujących najmniejszy jego ruch i gest w czasie europejskiego tourne. Ach, jak nam miło, że tylko cztery kraje odwiedził, że to Warszawa obok Londynu i Paryża została wybrana wśród tylu innych metropolii. Były entuzjastyczne tytuły w gazetach, obserwatorzy na trasach przejazdu, wszystko radośnie i z przejęciem – małe deja vu –  bo czasy się zmieniają, obyczaje nie. Wizyta wpisała się swoim nastrojem w porę roku – było lekko i pogodnie, na szerokim uśmiechu,  padło kilka komplementów. Ogólnie – miło. Jednak dla postronnego obserwatora, spekulacje polityczne i gospodarcze dotyczące celu i efektów tej wizyty są dość zabawne,  zapewne i tak niewiele z nich wyniknie dla zwykłego obywatela, stojącego w kolejce po wizy pod ambasadą na Pięknej.

Ale ten blog nie jest miejscem na rozmowy o amerykańsko-europejskim entente cordiale i lobbyingu. Rzecz bowiem o komunikacji, i to nie tej stołecznej sparaliżowanej przez przejazdy głów państw, ale o tej międzyludzkiej. Paradoksalnie, porównanie narzuciło się samo, bo przy okazji tak wielokulturowych kontaktów i spotkań, na których dyplomatycznie, ale jednak, ważą się losy krajów i narodów, skuteczna komunikacja jest podstawą sukcesu.  Nie jest tajemnicą, że języki obce nie są najmocniejszą stroną naszych elit politycznych i szkoda, że musimy być świadkami językowych wpadek i niezręczności wynikających z  ignorancji lingwistycznej. Zdanie się na tłumaczy, powoduje utratę niepowtarzalnej szansy nawiązania unikalnej relacji osobistej, sprowadzając ją jedynie do interpretowanego przez osobę trzecią komunikatu oraz mowy ciała i gestów. W niezapomnianym filmie „Lost In Translation” („Między słowami”), pięknie ukazana jest ulotność a zarazem waga słów, stanowiących podstawę pełni zrozumienia i budowania więzi międzyludzkich.

Tym bardziej cieszy wiadomość, że niebawem rozpocznie się wielka kampania społeczna, podobna do tej „Pij mleko!”, tym razem pod hasłem ”Ucz się języków!”. Czy medialne uświadomienie, że nauka języków obcych jest dla Polaków warunkiem sine qua non istnienia we współczesnej globalnej rzeczywistości, zmieni obecną sytuację? To pytanie nie tylko do polityków.

(262)

11/05/06

Tak naprawdę, w tym roku maj zaczyna się prawie tydzień później niż wskazują to kalendarze. W tegorocznym przełomie  miesięcy zbiegły się dwa święta,  co przy uważnej arytmetyce dni wolnych, spowodowało że wiele  osób skorzystało z tej okazji aby urlopować się i wypoczywać na potęgę. Chęć otrząśnięcia się po długiej i trudnej zimie przybrała formę prawie dwutygodniowej przerwy w życiu kraju. To trochę tak, jakby na kilka dni Polska zamknęła się i postawiła na głowie. Miasta opustoszały, korki znacznie zmniejszyły – za to na ścieżkach rowerowych i w parkach zrobiło się tłoczno. Tradycyjnie rozpoczął się  sezon na narodowy sport Polaków – grillowanie. Nic więc dziwnego, że skrzynki mailowe są mniej wypełnione a  i o spotkania biznesowe trudno. Wiele osób z ulgą wyłączyło telefony, komputery, telewizory. Jednakże we współczesnym świecie niełatwo uciec od informacji i chcąc nie chcąc, uczestniczymy osobiście lub medialnie w maturach, uroczystościach ku czci,  z rozbawieniem lub trwogą słuchamy wieści z ostatniego weekendu kiedy to, jak u Disneya,  Kopciuszek poślubił Księcia, a zły człowiek został unicestwiony. Na bardzo wielu ulicach, w różnych krajach wiwatowały tłumy, chociaż  z bardzo różnych powodów. W Wielkiej Brytanii do głosu doszła stara tradycja rojalistyczna, podczas gdy tu w Polsce świętowaliśmy rocznicę pierwszej demokratycznej konstytucji  europejskiej. Paradoksalnie i tu i tam, ludzie świetnie się bawili, świętując dzień wolny od pracy. Hormony szczęścia – endorfiny, uwolniły się nie tylko z powodu nadejścia wiosny ale też z powodu ważnych wydarzeń.  To taki wiosenny sezon ogórkowy, podczas którego jednak, gdzieś pomiędzy truskawkami z szampanem a kiełbaskami z grilla, pojawia się cień historii, tak dawnej jak i współczesnej, przypominając  że jesteśmy jej świadkami i uczestnikami, a nie tylko konsumentami historycznej tradycji.

(251)